Bałam się jak Olinek zniesie podróż. Mimo obaw taty zdecydowaliśmy się wyjechać w nocy. Decyzja była prawie dobra. Olinek poza dwiema krótkimi przerwami na jedzenie przespał nam całą drogę. Do kliniki dojechał wypoczęty i uśmiechnięty. Rodzice nie byli już w tak dobrej kondycji. Czuliśmy się jakby nas pociąg przejechał. Stres, nieprzespana noc. Ale świadomość że robimy to dla synka dodała sił
Wybraliśmy drogę na Piotrków i Katowice i muszę przyznać że jak na polskie realia nie było źle. Podróż zajęła nam ok 9 godzin z małymi przerwami na karmienie Olinka i jedną dłuższą gdzie mógł troszkę pospać u mnie na rekach zamiast w twardym foteliku.
Dojechaliśmy pod klinikę, w zasadzie bardzo niepozorny budyneczek i przez chwilę zastanawialiśmy się czy to na pewno tu, ale w tym momencie zobaczyliśmy przed drzwiami kobietę z nosidełkiem i w ręku trzymała kask. Tak to tu..... Czyli pierwszy etap za nami .
Weszliśmy do kliniki , dość duża poczekalnia, łazienki, przy wejściu przewijak . W poczekalni czekali już jacyś hindusi z małym chłopczykiem. Rzut okiem wystarczył, żeby zorientować się że są dużo bardziej zaawansowane przypadki niż nasz Olinek.
W recepcji spytaliśmy o Panią Evę i za chwilę zeszła do nas uśmiechnięta blondynka. Spytała o pacjenta a że ja usłyszałam Aleksander, oczywiście odpowiedziałam taaaak. Trochę mnie zdziwiło że mówi do nas po angielsku, skoro pisała po polsku. Myślałam że tak jej łatwiej :) Za chwilę miało się wszystko wyjaśnić :)
Z racji trwających akurat szkoleń w budynku wylądowaliśmy w kuchni, ale było całkiem przyjemnie :) tak swojsko :) Za chwilę okazało się że jednak pytany Aleksander nie był naszym Olinkiem tylko dzieckiem z Rosji, który miał mieć wizytę przed nami ( byliśmy w końcu godzinę wcześniej :))
Ale nic.... nie kazali nam już wracać do poczekalni i dużo łatwiej zaczęło się współpracować bo po polsku hhhhhh :)
Pani Eva mówi całkiem nieźle po polsku, więc bez obaw. Aspekt problemów z komunikacją tu akurat nie istnieje :) Poza tym czeski wcale nie jest taki trudny i dla nas był w większości zrozumiały :)
Zaczęliśmy badanie. Olinek dostał na główkę śmieszną czapeczkę a pani Eva zrobiła mu zdjęcia specjalnym skanerem . Dziecko nie musi w tym czasie siedzieć mega nieruchomo. Skaner zbiera po prostu przy kolejnych ujęciach te dane których mu brakuje do zbudowania modelu 3D główki. Jest to o tyle łatwiejsze niż robienie zdjęć w domu, że dziecko może trzymać zabawki, bawić się , ruszać głową. Nie jest to dla niego ani stresujące ani nieprzyjemne. W zasadzie Olinek nawet nie zauważył że coś mu tam zrobili. W momencie zebrania wszystkich danych i zbudowania modelu 3D główki dane są przenoszone do drugiego komputera i program wylicza dane. W naszym przypadku asymetria nie była duża bo 6,8 mm ( 4,4 % ) natomiast dużo gorzej wyszedł index kranialny ( wskaźnik szerokość- długość) . Tu jest 5 stopni.
Od 73-83 % jest to zwykły kształt główki
Od 83-88 % jest to lekki stopień deformacji, który nie podlega leczeniu
Od 88-93% jest to średni stopień deformacji i tu głównie rodzice podejmują decyzję czy chcą taką deformację leczyć metodą kaskową czy pozostawić taki stan naturze
Od 93-98 % ciężki stopień deformacji wymagający leczenia
Od 98-... bardzo cięzki stopień deformacji wymagający leczenia
Olinkowi wyszło 95 %..... czyli ciężki stopień deformacji.
W zasadzie już jadąc byliśmy zdecydowani na kask, wynik jedynie potwierdził że powinniśmy go założyć.
Pani Eva tez była tego zdania , że powinniśmy założyć ten kask przy takim stopniu deformacji. Dostaliśmy próbki kolorów i wzorów kasku, wybraliśmy niebieski w samochody, umówiliśmy się na odbiór i mogliśmy jechać do Ostravy do szpitala do neurochirurga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz